Share Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
#26PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptyCzw Kwi 12, 2018 11:43 pm


Cadence
Cadence
Obywatelka
Naznaczona
Skąd : Nimph's Islands
Join date : 02/11/2017
Liczba postów : 14
Z papierami od Carmela nie miałam powodów, żeby wynosić się z miasta, jednak posiadając tylko garść srebra nie miałam też środków, żeby w nim zostać. Mogłabym poprosić policjanta o jakąś pomoc, jako że znał już moją historię i najwyraźniej choć trochę mi zaufał, miałam jednak wrażenie że i tak zbyt wiele już dla mnie zrobił. Darował mi przecież życie za dwie strzały.
Przez to od incydentu w ratuszu spędzałam swoje dni poznając zakamarki miasta, wieczorami zaś wracałam na obrzeża lasu żeby nie szwędać się po godzinie policyjnej. Świadomość, że po okolicy kręcą się patrole dodatkowo utrudniała mi zasypanie, jakbym mało miała innych zmartwień. Nie odpowiadał mi taki styl bycia. Nie lubiłam specjalnie tułaczki, ale przez stanie w miejscu męczyło mnie wrażenie, że marnuję czas. Może wcale nie zostanę tu na długo. Jednak zanim zadecyduję, co dalej ze sobą zrobić, chciałam między innymi sprawdzić jak ma się elf, który ucierpiał w walce z sakiki.
Widziałam już, w jakim stanie były osoby przeniesione do szpitala dla cywili, on jednak, z tego co mi wiadomo, leżał w siedzibie Rycerzy Zodiaku. Nie żebym miała pojęcie, gdzie to do cholery jest. Całe szczęście kto pyta, ten nie błądzi, więc ostatecznie udało mi się tam dotrzeć. Jakoś trafiłam do skrzydła szpitalnego, a tam przemiła pielęgniarka pokierowała mnie do sali, której szukałam. Nie wydawała się zirytowana tym, że nie znam imienia osoby którą chcę zobaczyć, a jedyny opis jaki potrafiłam jej dać to “taki elf z białymi włosami no”. Podziękowałam jej za to i zajrzałam do pomieszczenia. W rzeczy samej był tam elf, razem z radnym wampirem i innym chłopakiem, którego nie kojarzyłam. Kręciło się też wśród nich spore zwierzę, przy którym czułam się nieswojo mimo, że na pewno nie było dzikie.
- Mogę wejść? Czy ten gryf jest groźny? - spytałam półgłosem, żeby nie robić zamieszania. Ostatnimi czasy zamieszanie samo mnie znajdowało i tyle absolutnie wystarczy.
#27PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptySob Kwi 21, 2018 4:28 pm


Avenath
Avenath
Obywatel
Rycerz Zodiaku
Skąd : Stary Świat
Join date : 09/08/2017
Liczba postów : 67
Jak ja chciałem w końcu wyjść z tego miejsca...nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo. Nie mogłem jednak, bo jak tylko próbowałem to albo Kain albo Hav bombardowali mnie swoimi mentalnymi strofowaniami. Szkoda, że kiedy mówili do mnie w myślach nie mogłem ich jakoś zablokować, żeby tego nie słuchać. Dobrze zakrywanie łba poduszką pomagało, ale też nie do końca.
Erestor powoli dochodził do siebie, Castavisa nie widziałem w ogóle. Słyszałem tylko, że miał sprawę w sądzie, razem z jakimś człowiekiem, który to doprowadził wraz z nim do śmierci niewinnych osób w ratuszu. Szkoda, że wtedy mnie tam nie było. Może...może dałoby radę uratować tych wszystkich, którzy odeszli? Może...uratowałbym ich w jakiś sposób?
Chłopiec, który był sakikim, też dochodził do siebie. Marcus, również. Patrząc po jego zachowaniu na pewno to przeżywał, tak jak ja. Widziałem to doskonale. Niby z nami rozmawiał, ale czasami było tak, że tylko siedział i patrzył w okno.
Czas mijał szybko i nim się zorientowałem, już praktycznie minął tydzień, jak nie więcej. Byłem na pogrzebie tych, którzy odeszli. Mieszkańcy miasta patrzyli na mnie takim wzrokiem, jakby mnie chcieli zabić. Źle się czułem na tej smutnej uroczystości. Powinienem tam być i uratować ich, ale nie...mnie tam nie było i też byłem winien ich śmierci w pewien sposób. Powinienem był, jak przystało na Rycerza Zodiaku zapewnić im bezpieczeństwo, a nawaliłem. Dlatego nie rozumiałem, czemu to mnie wybrano n Rycerza Zodiaku, skoro byłem taką...ciapą....

--------------------

Dzisiaj nie chciało mi się robić nic innego, poza projektowaniem nowych strojów. Ostatnio nieco, a nawet bardzo zaniedbałem swoją pracę. Nawet nie przyjmowałem żadnych zamówień. Za dużo tych wszystkich rzeczy, złych rzecczy, które odciągały moją uwagę od przyjemności.
Siedziałem na parapecie okna. Miałem zgięte nogi w kolanach, a o nie opierałem swój szkicownik. Ołówek delikatnie poruszał się po kartce papieru. tworzyłem projekt stroju dla Erestora. Poprosił mnie o zaprojektowanie jakiegoś fajnego wdzianka dla niego. Nie miałem zbyt dużo wytycznych, więc nie było prosto. Wiedziałem jednak, że jestem w stanie sobie poradzić. Chociaż, patrząc na stertę walających się dookoła zgniecionych kartek powątpiewałem w to trochę.
Moją pracę przerwało coś, co mignęło mi kantem oka. Obejrzałem się za siebie i...dostrzegłem jak na za oknem leżało wielkie jajo. Moje źrenice rozszerzyły się. Spojrzałem wyżej i dostrzegłem Hava. Zapewne on je wywalił, ale...jakoś nie miałem ochoty dowiedzieć się dlaczego.
Wzruszyłem ramionami, kiedy to do moich uszu dotarł odgłos kroków. Moje oczy od razu skupiły się na niciach, które jasno mówiły mi, że w Siedzibie mamy Spaczonego Ciszą. Dziwne, że Hav nie reagował. Zamyśliłem się chwilę, czyżby to była ta osoba, o której mówił mi Smok? Wspomniał mi, że Carmel wydał nam jakiś rozkaz, z którego jasno wynikało, że mamy tego kogoś nie tykać. Ciekawe, czy Castavis i Erestor wiedzieli o tym, czy byłem jedynym który miał taką wiedzę?
Zdziwiłem się, kiedy w drzwiach pojawiła się Cadence. Musiałem przyznać, że była bardzo ładna.
Black Star od razu zmierzyła ją wzrokiem.
-Tak, wchodź jasne.-pomachałem dłonią w geście zaproszenia-Ona tak zawsze na nowych reaguje, więc nie przejmuj się. Blacky, chodź tutaj.- zaowołałem do sowogryfki, która stanęła przed Cadence.
Patrzyła jej prosto w oczy. Black pochyliła łeb, a potem zaczęła wąchać kobietę w miejscach, które zakrywały jej twarz.
Zmrużyłem oczy, czyli pewnie...westchnąłem cicho. Pomyślałem o tych wszystkich, którzy zostali spaczeni magią. Prawie większość z nich była naprawdę dobrymi osobami. Nie rozumiałem, dlaczego spotkał ich taki los. Jeszcze ona...ktoś, kto mimo swojej choroby postanowił walczyć z czymś, w co możliwe, że się zamieni chyba, że...właśnie...trzeba się jej odwdzięczyć! Nie wiem jak, ale poszukam dla niej lekarstwa na Ciszę.  Skoro Black zaczęła się przytulać do Cadence, a to rzadko się zdarzało, to kobieta ta musiała mieć dobre serce. na pewno i nie zasługiwała na taki los, jaki ją spotkał.
Jak tylko nasz wzrok się spotkał, uśmiechnąłem się szczerze do Cadene.
-Dziękuję, że wtedy w ratuszu stanęłaś w obronie mieszkańców. Ja niestety...-spojrzałem gdzieś w bok, a właściwie na Marcusa, Erestora i tego chłopca.
Nic więcej nie mówiłem.
Jak tylko Black Star przestała domagać się pieszczot od Cadence, wróciła do mnie. Położyła mi łeb na kolanach, a ja zacząłem ją głaskać.
Nie, nie zignorowałem Cad, po prostu nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym powiedzieć.
#28PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptySob Kwi 21, 2018 6:32 pm


Kowboj
Kowboj
Obywatel
Rada miasta
Skąd : Stary Świat
Join date : 09/07/2017
Liczba postów : 43
Znowu nie mogłem zrobić nic. Tak jak kiedyś, podczas ataku na Larnwick.
Ja również, podobnie jak Avenath pojawiłem się na pogrzebie, ale nie czułem sie tam mile widziany. Miałem wrażenie, że mieszkańcy obwiniają mnie o to, że nie postarałem się bardziej i pozwoliłem, żeby tkwiąca we mnie bestia ujrzała światło dzienne.
Tylko, co mogłem innego zrobić? Jakbym zadziałał inaczej tamta dwójka, prawdopodobnie już by nie żyła. Bardziej bolały mnie rany na martwym ciele i duszy niż na ciele. Te drugie, na ogół leczą się szybciej od tych pierwszych.
Dlatego, byłem nadal zły na siebie, że jednak mogłem coś więcej.
Od pogrzebu, nie wolno mi było wychodzić z sali szpitalnej Siedziby Rycerzy Zodiaku. To było całkiem zrozumiałe, że dostało mi się kwarantanną. Prawdzie na mnie, spaczenie działo jak zwykła choroba, a może zatrucie, to jednak nie było wiadome czy nie zarażam. Tutaj, moc Rycerzy Zodiaku chroniła mnie w jakiś sposób od tego. Nie lubiłem być na uwięzi. To nie było w mojej naturze. Dlatego, mimo obaw, potrafiłem pokłócić się z Kainem, gdy ten bombardował moje myśli strofowaniem mnie. Wiedziałem, że przysłowiowo mi się potem oberwie, ale musiał wiedzieć, że mam swój rozum i sobie nie życzę takiego zachowania.
Nim się zorientowałem, minął prawie tydzień, a ja nie robiłem nic poza leżeniem w łóżku i czytaniem książek.

-------------------

Dzisiaj nie miałem nic do roboty, jak zwykle. Czytałem książkę filozoficzną. Wolałem to, niż wdawanie się w dyskusje z młokosami. Poza tym, jakoś nie było mi w smaku uczestniczyć w jakiejkolwiek rozmowie. Byłem tylko ja i moja książka.
Leżałem w łóżku, tuż obok okna. Dzięki temu powiew świeżego powietrza dochodził do moich nozdrzy. Jaki świat był piękny.
Zaprzestałem czytać, aby zamknąć powieki. Skupiłem się na odgłosach dochodzących z zewnątrz. Śpiew ptaków, odgłos trawy oraz liści poruszanych wiatrem. Do tego odgłosy wioski, w której znajdowała się siedziba. To wszystko było dla mnie najcudowniejszym koncertem jaki kiedykolwiek słyszałem.
Do moich uszu doszedł odgłos czegoś, co świsnęło, a potem zderzyło się z ziemią, jednak tylko otworzyłem jedną powiekę, aby zorientować się co się zadziało. Wzruszyłem ramionami, po czym znowu delektowałem się odgłosami z zewnątrz.
Spojrzałem w stronę drzwi, mniej więcej w tym samym momencie co Avenath. On także musiał usłyszeć kroki dobiegające z korytarza.
Im osoba była bliżej, tym byłem pewien kim ona jest. Zapach jaki jej towarzyszył znałem z ratusza.
-To ty...-rzuciłem krótko, gdy Avenath skończył się odzywać-Dobrze cię widzieć w jednym kawałku.-odparłem, po czym wróciłem do czytania książki.
Cóż, nie miałem nastroju do na rozmowy.
#29PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptyWto Cze 05, 2018 12:29 am


Bajarz
Bajarz
Administracja
Administrator
Join date : 24/04/2017
Liczba postów : 229
Cadence mogła bez problemu wejść do Siedziby Zodiaku. Nikt jej w żaden sposób nie przeszkadzał i nie robił problemów. Mało tego mogła czuć się jak u siebie w domu, a nawet lepiej. Wszyscy byli dla niej mili i nawet nie udawali tego. Przynajmniej tak to wyglądało z jej punktu widzenia.
Black Star, tak jak mówił Avenath, nic nie zrobiła. No dobra prawie nic. Musiała oczywiście, jak to miała w zwyczaju wybadać nową osobę, która to zawitała w obręb linii potencjalnego zagrożenia. Oczywiście, póki będzie się trzymać daleko to nic złego robić nie zamierzała. Aczkolwiek, Cadence na pewno zdążyła się już nasłuchać, że to ptaszysko potrafiło narobić sporo bałaganu, kiedy bywało zazdrosne. Wszak opowieści o sowogryfie, który robi raz czy dwa w tygodniu pierdolnik było czymś normalnym w Larnwick. Na ogół każda większa rozpierdówa w mieście była sprawką Black Star. Cóż, uroki zazdrości o swojego pana.
Cały ten spokój, jaki był między Avenathem, Marcusem i Erestorem oraz przybyłą Cadence, zdawał się być długi. Jednak, było wręcz inaczej.
Nie wiadomo skąd, w którym momencie biała lśniąca strzała trafiła siedzącego na łóżku Erestora w samo serce. Bełt, który dopadł elfa przypominał wskazówkę sporej wielkości wskazówkę zegara. Nim ktokolwiek zdążył zareagować pocisk zaczął się rozpadać w drobną mgiełkę. To samo zaczęło się dziać z Erestorem.
Czas nagle zatrzymał się, a wszyscy, którzy pamiętali Erestora jako Rycerza Zodiaku zapomnieli o tym. W ich oczach, to co było powiązane z elfem jako Zodiakiem zaczęło się zmieniać. Stało się tak, jakby on nigdy nie został tym wybranym, a oni znali go tylko jako przewodnika. Natomiast wspomnienia Erestora również zostały zastąpione innymi.  Utrafić on pamięć z okresu, kiedy był Rycerzem Zodiaku.
Sprawcą tego wszystkiego był nie kto inny jak Eter. Ze swojego pałacu, znajdujacego się w innym wymiarze musiał sprawić, że los Erestora oraz tych, którzy go znali i o nim słyszeli został zmieniony. Mimo, że bolało go serce, musiał tego dokonać. Bóg ten bowiem, nienawidził ingerować w czas innych, jeśli nie byłóo to aż tak potrzebne. Jednak tym razem, sam Apokalipsa rozkazał, aby zmienić przeznaczenie tej właśnie istoty.
Taka sama sytuacja spotkała Castavia. W miejscu, w którym aktualnie przebywał i jego dopadła srebrna strzała w kształcie wskazówki zegara.
Cała historia w ratuszu została zastopiąna inną. Mimo, że wydarzenia były podobne to brakowało kilku elementów, które zostały zastąpione innymi.
Eter patrzył jak to wszystko się zmienia z wielkim bólem serca. Nie chciał tego, ale musiał to przeboleć. Pokiwał tylko głową, po czym udał się do swojej sypialni, w której zamierzał przespać swój humor oraz złamane i zbolałe serce.

OOC:

Możecie skończyć wątek nie biorąc już pod uwagę Erestora.
#30PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptySro Cze 20, 2018 2:53 pm


Cadence
Cadence
Obywatelka
Naznaczona
Skąd : Nimph's Islands
Join date : 02/11/2017
Liczba postów : 14
Chłopak powiedział wprawdzie żeby nie przejmować się obecnością sowogryfki, ale jak mogłam zignorować Blacky kiedy ona była wyraźnie zainteresowana mną? Podrapałam ją po łebku, gdy obwąchiwała mi twarz. Nie spodziewałam się, że tak spora, dostojna bestia okaże się skora do pieszczot! Gdy sowogryfka wróciła do swojego pana, poczułam trochę jak bardzo brak mi takiego zwierzęcego towarzysza... Może znajdę kiedyś pupila, który nie będzie instynktownie unikał spaczenia.
- Proszę, nie wspominaj o tym... Nikt nie wymaga od rannych, żeby walczyli, a ja sama narobiłam niezłego bałaganu. - odpowiedziałam Avenathowi, robiąc kilka kroków w głąb pokoju żeby nie stać ciągle w progu - Prawda, panie radny? - dodałam, uśmiechając się przepraszająco pod maską.
Muszę przyznać, było głupio w towarzystwie starszego wampira, głównie dlatego że leżał tu w dużej mierze przeze mnie. Gorzej bym się jednak czuła, gdybym nie przyszła go po tym wszystkim w ogóle zobaczyć. Kto wie, bez jego interwencji mogło mnie tu teraz nie być i byłam mu winna przynajmniej odwiedziny.
- Przepraszam, ja... Nie myślałam wtedy wcale, w ratuszu. Poniósł mnie gniew, a ty poniosłeś tego konsekwencje.
#31PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptyNie Lip 22, 2018 2:48 pm


Avenath
Avenath
Obywatel
Rycerz Zodiaku
Skąd : Stary Świat
Join date : 09/08/2017
Liczba postów : 67
Black dalej przyglądała się uważnie Cadence. Poza tym, już ją lubiła! Dostała sporo pieszczot, więc musiała być w porządku. Oczywiście, pod warunkiem, że nie będzie się tutaj przystawiać do jej najukochańszego wampirka...czyli do mnie...
Sowogryfka spojrzała na mnie takim dość specjalnym dla mnie spojrzeniem.
-Zazdrośnica obrzydliwa...też cię kocham.-ucałowałem ją w puchate czoło.
Nie wiem czemu, ale nagle poczułem jakiś impuls. Coś chciałem powiedzieć, ale zapomniałem co to było. Skupiłem się, aby spróbować przypomnieć sobie, jednak nie pomagało.
Podrapałem się po łepetynie.
-Miałem o coś spytać, ale...dobra nie ważne!-przesunąłem Blacky tak, abym mógł wstać.
Podszedłem do Cadence.
-Eeee...ummm...-podrapałem się po policzku-Chciałbym ci jakoś pomóc z tym no wiesz...wszystkim. Jako Rycerz Zodiaku wiem sporo na temat Ciszy.-spoważniałem-Na pewno jest jakiś sposób, żeby ci pomóc z tym...no...-głupio mi trochę było, kiedy musiałem mówić w taki sposób do kobiety.-...No wiesz...z tym...-spojrzałem gdzieś w bok, aby po chwili powrócić wzrokiem do rozmówczyni-...Znajdę sposób na to, by ci pomóc i nie tylko tobie!-zacisnąłem pięści tak mocno, że aż dało się słyszeć strzelanie kości.
Odgarnąłem kilka kosmyków czarnych włosów za ucho. Przestałem się odzywać. Nie przesuwałem oczu na żadne strony, tylko patrzyłem na Cadence.
Bardzo powoli wyciągnąłem lewą rękę w kierunku jej twarzy. Już miałem dotknąć miejsca, które zakrywał materiał, ale nie zrobiłem tego. Zrezygnowałem z tego pomysłu.
Potarłem lewą dłonią prawe ramię.
-Um...to tam masz to no wiesz...od Ciszy?-zapytałem w końcu dukając nieznacznie.
Było mi cholernie głupio, ale Hav nic nie mówił, gdzie ona to ma i w ogóle. Po prostu wiedzieliśmy, to wszystko.
Chciałem zobaczyć jak to wygląda. Widzieć sakiki to inna sprawa, a skażonego to jeszcze inna. Poza tym, każdy spaczony wygląda inaczej. Tak przynajmniej pisało w książkach od Pino. Właśnie, a propo niego...co się z nim teraz działo? Gdzie on był?
Zmartwiłem się na samą myśl o nim. Bez niego nie mogliśmy wezwać naszych zbroi...
-Wiesz co, bo ja już mogę wyjść stąd i w ogóle...potrzebuję pozbierać myśli to...jak możesz to i chcesz, wpadnij do mojego zakładu Igiełka.-jakbym mógł to bym zrobił się czerwony-Jak będziesz chciała to uszyję ci coś! I..i obiecuje poszukam czegoś co mogłoby ci pomóc z tym!-skinąłem ręką do Black Star, która skierowała kroki w stronę wyjścia.-Ja idę...szycie pomaga mi się zrelaksować...-uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem z sali szpitalnej.
Dosiadłem Blacky, bo z nią szybciej wydostałem się z siedziby i udałem w stronę miasta.

z.t
#32PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 EmptyNie Lip 22, 2018 3:54 pm


Kowboj
Kowboj
Obywatel
Rada miasta
Skąd : Stary Świat
Join date : 09/07/2017
Liczba postów : 43
Mimo, że nie miałem ochoty rozmawiać, to słuchałem dyskusji Avenatha oraz Cadence. Wbrew pozorom, mimo iż tego nie pokazywałem nie wiadomo jak, czułem ulgę, że kobiecie nic nie jest. I właśnie wtedy zrozumiałem, że o czymś powinienem pamiętać. Nie wiedziałem tylko o czym.
Zmarszczyłem brwi. Jestem pewien, że coś chyba ona była z kimś jeszcze tam, w ratuszu. Chyba, że to może od tego całego zatrucia, które powstało przez ugryzienie sakiki.
Moje złote oczy zawędrowały na obandażowane ramię. Syknąłem pod nosem. Tak dać się zranić...jestem bezużyteczny...nie powinno tak być.
Z rozmyślań i prawie wpadnięciu w dół wybiła mnie Cadence. Skierowała bowiem, część słów w moją stronę.
-Dokładnie tak.-odwzajemniłem uśmiech nawet nie będąc tego świadom.-To nie twoja wina. Ja jestem od tego, żeby was chronić. Takie jest moje zadanie. Nie przejmuj się tym tak.-dodałem po chwili w odpowiedzi na słowa Cadence.
Nie chciałem zbytnio wtrącać się w rozmowę, więc znów zacząłem czytać książkę. Wprawdzie leżenie w łóżku i nic nie robienie miało swoje plusy, tak już powoli miałem tego dość. Co jakiś czas rozglądałem się po pomieszczeniu lustrując dyskutujących oraz chłopca.
Chyba moje narzekanie na nic nie robienie zwróciło uwagę losu, bo nagle moja magiczna kula zaczęła delikatnie wibrować.
-Ech...-westchnąłem, bo wiedziałem już, kto się przysłowiowo do mnie dobijał.
Odłożyłem książkę, uprzednio zaznaczając zakładką miejsce, w którym mniej więcej skończyłem czytać.
Wyjąłem moją kulę z kieszeni. Mieściła się idealnie w dłoni.
Wstałem z łóżka. Widziałem jak Avenath zmyka z pomieszczenia. Przy okazji schowałem książkę do kieszeni. Na szczęście była mała, więc mieściła się idealnie,
-Cały Avenath.-rzuciłem krótko podchodząc do Cadence.-Jednak muszę się z nim zgodzić, że trzeba ci pomóc. Nie każdy jest tak odważny jak ty.- pozwoliłem sobie położyć swoją dłoń na jej głowie.
Pogłaskałem Cadence delikatnie.
-Szacunek dla ciebie. Zaryzykowałaś swoje życie dla kogoś innego.-posłałem jej szczery u czuły uśmiech.-Muszę odebrać.-pokazałem na emanującą na czerwono magiczną kulę.-Zapewne będę musiał wrócić do miasta, więc jeśli chcesz, możesz udać się tam ze mną.-zabrałem dłoń z jej głowy-We dwójkę zawsze raźniej i bezpieczniej.-dodałem wychodząc z sali szpitalnej i Siedziby Rycerzy Zodiaku.

z.t
#33PisanieRe: Sala Szpitalna   Sala Szpitalna - Page 2 Empty



Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
 Similar topics
-
» Recepcja szpitalna
» Sala Spotkań
» Sala Balowa
» Sala narad
» Sala Przyjęć

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Kroniki Larnwick :: 

Obrzeża

na skraju i jeszcze dalej

 :: The Settlement Silent Wind :: Siedziba Rycerzy Zodiaku
-
Współpraca
Opisy przedstawiające uniwersum świata zostały stworzone przez Administrację Crystal Empire oraz Użytkowników pomagających przy tworzeniu forum, na podstawie pomysłów własnych oraz inspiracji różnymi źródłami, zabrania się ich kopiowania. Stronę graficznąwykonała Przyczajona Grafika z grupy Monochrome Layouts z pomocą kodów własnych lub w inspiracji kodami znalezionych w różnych miejscach. Za pomoc dziękujemy Moe - Yuriee. Większość obrazów pojawiających się na forum powstało kreatora grafiki AI Tubo, natomiast pozostałe należa do ich Twórców.
Granica PBF